Mout Blanc

Na dachu Europy.

Diagnoza jest tylko jedna!

Nieuleczalna choroba zakaźna – GÓRY

Zwykle zaczyna się od małych górek. Potem przychodzi czas na kolejne wyzwania, z wypiekami na twarzy zdobywamy Wielką Sowę, Tarnicę, Śnieżkę. Potem przychodzi czas na poważne przygody: Babia Góra i pierwsze wyjazdy w Tatry. Grześ, Krzesanica i Małołączniak, jakąż radość sprawia zdobycie tych szczytów, jakąż przyjemnością jest delektowanie się widokami aż po horyzont. Jest plan, kolejny stopień wtajemniczenia – Rysy, Zawrat i załamanie pogody. Pokrzyżowane plany, a czas się kończy trzeba wracać, do pracy, do domu, do obowiązków. Ale na niedługo, już za tydzień, może dwa na pewno się uda. Znów Zakopane, byle szybko złapać busik do Kuźnic i dostać się na szlak. Tym razem się uda, słońce praży od rana, wiatr daje przyjemne wytchnienie turystów na szlaku jak na lekarstwo. Już ją widać, Orla perć to cel na dziś. Adrenalina pulsuje w skroniach,… blabla bla.

Co teraz czas na coś wyższego, czas na Alpy.
Monterosa, Glosgrokner i wreszcie Mont Blanc – dach Europy.

Według unij geograficznej najwyższy szczyt kontynentu, bla bla bla…